sobota, 30 maja 2015

prolog

Koniec sierpnia w deszczowym Londynie zapowiadał się stereotypowo. Codziennie przez stolicę Wielkiej Brytanii przechodziły liczne deszcze oraz zdarzały się burze. Każdy mieszkaniec, turysta czy przejezdny zerkał co chwila w niebo, żeby przekonać się ile jeszcze czasu mu zostanie, zanim będzie zmuszony do ukrycia się w pobliskiej kawiarni.
Tak samo uważała Cora, a może raczej Cornelia, która zmieniła  swoje piękne, komiksowe imię na krótkie i twarde. Mimo wszystko, była kobietą nieśmiałą, ale lubiącą opisywać nowo poznanym znajomym swoje plany na najbliższą przyszłość, ponieważ lubiła zachwyt jaki okazywali. Nie wiedziała, że był on udawany i kiedy tylko się odwróciła, każdy w promieniu dwudziestu metrów wyrażał swoją złośliwą opinię na temat ciemnowłosej dziewczyny.
Brunetka spieszyła do szpitala, żeby odebrać jej badania i zrobić ostatnie szczepieni, które wymagałaby władzę uczelni w Paryżu. Dlaczego Paryż? Kiedy odkryła, że jej tak zwani przyjaciele są jej wrogami, rodzice nie zgadzają się z jej wyborem i matka zapowiedziała, że jeśli wyjedzie, to zostanie wydziedziczona - wszystko to było powodem, dla którego wyjazd okazał się jej zbawieniem.
Była dziewczyną dziwną. Ubrana w pudrowo różową koszulkę, jasno jeansowe rurki i błękitne trampki. Czarna materiałowa torba zwisała posępnie z jej ramienia, a ona sama, ze spuszczoną głową, torowała sobie drogę przez tłumy przed szpitalem. Było jej słabo, nie miała w ustach nic od trzech dni. Musiała oszczędzać, więc postanowiła robić to na sobie.
Weszła przez wielkie rozsuwane drzwi do budynku i podmuch lodowatego powietrza osłabił ją. Przed oczyma pojawiły się mroczki, tlen nie mógł dostać się do płuc i czuła tylko jak grawitacja przyciąga ją do ziemi. Nie stawiała oporu, po raz pierwszy w życiu.
Czekała i czekała na uderzenie, ale ono nie nastąpiło. Ból w lewym ramieniu nakazał jej otworzyć oczy i otrzeźwił ją. Jasne, turkusowe oczy otworzyły się i napotkały spojrzenie zielonych.
Cichy krzyk wyrwał się z jej bladych ust i chciała jak najszybciej się odsunąć, ale przeceniła swoje siły i poleciała w drugą stronę. Właściciel pięknych zielonych oczu chwycił ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
Oparła drżące dłonie na jego piersi i podniosła oczy.
- Dziękuję - wyjąkała.
- Musimy znaleźć lekarza - powiedział stanowczo i dopiero wtedy zauważyła, że ubrany był w niebieski uniform jaki noszą lekarze w szpitalu. 
Zaryła nogami w ziemię i starała się opierać. Przez cały czas powtarzała cicho nie, ale on nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. W końcu nie miała innego wyjścia, jak tylko mocno szarpnąć i krzyknąć:
- Nie, do jasnej cholery! - mężczyzna odwrócił się do niej zaskoczony.
Patrzyła na niego ze złością . Dopiero teraz zauważyła, że był niewiele straszy od niej i nieidealny. Wąskie usta, które zaciskał jeszcze bardziej. Patrzył na nią lekko podirytowany i chciał znowu chwycić ją za rękę, ale mu nie pozwoliła. Miała prawdziwą ochotę na rozkwaszenie mu nosa.
- Nie jadłam od trzech dni, więc jestem lekko osłabiona. Chcę tylko badania i szczepienia. Wtedy znikam i nie zobaczysz mnie już nigdy więcej - spojrzała na jego identyfikator. - Adrian..
Kiwnął głową i wskazał ręką gest w stronę gabinetu zabiegowego. Spojrzała na niego podejrzanie, ale weszła. Nie miała innego wyboru.
- Więc tak: imię i nazwisko?
- Cora Puth.
Poszukał czegoś na biurku, wyjął kilka kartek i grubą teczkę. Sprawdził wszystko na komputerze, podpisła kilka papierków i wykonał telefon po lekarza.
- Zaraz będzie tutaj doktor Brown. Nic nie mów, jeśli nie chcesz tutaj trafić - zaczął i podał jej papiery. - Jedzenie nic nie da, musisz jeść.
- Jem, tylko wyjeżdżam do Paryża i musiałam zaoszczędzić trochę pieniędzy. 
- Po co wyjeżdżasz?
- Na studia, ale nie musisz udawać, że cię to interesuje - machnęła ręką. - Mam samolot za półtorej godziny, więc nie mam za wiele czasu.
Chłopak uśmiechnął się do niej promiennie i był to najpiękniejszy uśmiech jakim została obdarowana. Uniosła lekko jeden kącik ust i spytała:
- Co?
- Szczera i wredna, już cię lubię.
Przewróciła oczami i schowała teczkę do torby. Czuła na sobie jego spojrzenie, ale nie podniosła oczu. Czekała w ciszy dopóki nie przyszła lekarka. Zadawała jej rutynowe pytania, kilka uszczypnięć, szczepienie i koniec. Dała jej książeczkę, wstawiła podpis i życzyła dobrego dnia. Cora zsunęła się z krzesełka i wyszła. Nie zdawała sobie sprawy, że Adrian idzie za nią.
Czuł silną potrzebę porozmawiania z nią, dowiedzenia się czegoś więcej. Minęła recepcję i drzwi, kiedy zdobył się na to, żeby za nią podbiec.
- Cora! - odwróciła się powoli i zaczekała, aż ją dogoni.
- Co? Zapomniałam o czymś?
Adrian zatrzymał się i przesunął ręką po brązowych włosach. Był bardzo zażenowany i nie wiedział jak zacząć.
- Czy... czy jeszcze kiedyś się spotkamy? - spytał, kiedy znalazł odpowiednie słowa.
Pokręciła głową i podeszła bliżej. Nie musiała się przejmować, jakie to będzie miało konsekwencje. Postanowiła, że się zmieni i wreszcie mogła zrobić coś szalonego. Dotknęła jego policzka i przycisnęła wargi do niego. Objął ją w talii i przytulił. Zachowywał się, jakby tylko na to czekał. Pogłębił pocałunek, ale ona szybko się wywinęła z jego uścisku.
- Nigdy więcej - wyszeptała w jego usta i biegiem ruszyła na autobus, który zmierzał na lotnisko. Może zrobiła głupią rzecz, ale nie żałowała. Pocałunek z nim, był czymś cudownym i najchętniej nigdy by się z nim nie rozstawała, ale czekało na nią życie, które wyśniła sobie jako mała dziewczyna. Jej najlepsza przyjaciółka czekała na nią na lotnisku i miały zmienić siebie.
Tylko, że w jej głowie siedział pocałunek z chłopakiem. Być może był to największy błąd w jej życiu.
- Tak, to zdecydowanie był błąd - wymamrotała do siebie, kiedy obrysowała swoje usta palcem.